poniedziałek, 30 stycznia 2017

Nadciśnienie, cukrzyca...




Jestem lekarzem ortopedą, mam 45 lat. Na nadciśnienie chorowałem od 15 lat i mimo systematycznego leczenia, ciśnienie bywało wysokie. W połowie lutego trafiłem do szpitala z cukrem ponad 500 mg%. Zaordynowano insulinę, której codziennie brałem 44 jednostki. Byłem bardzo słaby.
Dietę Optymalną rozpocząłem 15 marca od tłustego rosołu z żółtkami. Cukier w tym samym dniu spadł do 95 mg%. Od pierwszego dnia diety dawkę insuliny zmniejszyłem o połowę, po tygodniu brałem już 7 jednostek, a po 2 tygodniach ją odstawiłem. Poziomy cukru oscylują między 97 a 143 mg% i mało się zmieniają. Na insulinie nie mogłem chodzić, a obecnie jestem bardzo silny i bardzo aktywny fizycznie.
Leki na nadciśnienie odstawiłem od pierwszego dnia diety, a po 2 tygodniach ciśnienie krwi wynosiło 120/80 i w tych granicach się utrzymuje.
Przejrzałem na oczy. Jestem zbulwersowany tym, co medycyna obecnie wyprawia z chorymi ludźmi. Mam nadzieję, że szybko się to zmieni.
J.M.
Odpowiedź:

U ponad 90% chorujących na cukrzycę, którzy przeszli na Żywienie Optymalne, ustąpienie choroby i zaprzestanie pobierania insuliny jest możliwe już po kilku tygodniach. Podobnie jest z nadciśnieniem, leki pobierane z powodu nadciśnienia w Arkadii odstawiałem od pierwszego dnia u 93% chorujących na nadciśnienie. Bardzo rzadko pojawiała się konieczność ponownego podawania leków, na ogół w zmniejszonych dawkach, w pierwszych miesiącach Diety Optymalnej.
Żywienie Optymalne usuwa przyczynę nadciśnienia i wyleczenie z tej choroby jest regułą. U chorujących krócej, młodszych, bez zaawansowanych zmian miażdżycowych w tętnicach mózgowych, wyleczenie może nastąpić po kilku dniach, czy tygodniach. U starszych, chorujących długo z dużymi zmianami w tętnicach mózgowych, na wyleczenie trzeba czasami czekać dłużej, bardzo rzadko powyżej 1,5 roku. Niewielkie zmiany miażdżycowe ustępują szybko, w okresie kilku miesięcy. Nadciśnienie u znacznej większości chorych ustępuje szybciej niż cofają się zmiany miażdżycowe w tętnicach mózgowych.
Żywienie Optymalne stwarza najbardziej korzystne warunki dla funkcjonowania mózgu. Lepsza energia dla mózgu, to lepsze jego funkcjonowanie, to mniejsze zużycie tlenu przez mózg. Gdy mózg ma dobre warunki egzystencji, nie musi podnosić ciśnienia krwi po to, aby poprawić swoje zaopatrzenie, kosztem pozostałych tkanek i narządów. Bowiem przyczyną nadciśnienia jest niekorzystne odżywianie powodujące, że organizm nie może dostarczyć tyle i takiej energii dla mózgu, jaką ten mózg otrzymywać powinien. Wówczas mózg, właśnie przez podniesienie ciśnienia krwi, poprawia swoje zaopatrzenie kosztem reszty organizmu. W nadciśnieniu tętnice (zatem zaopatrzenie) są zwężone w prawie wszystkich tkankach z wyjątkiem tętnic mózgowych.
Leki stosowane w nadciśnieniu działają głównie przez usunięcie, lub zmniejszenie przewagi układu sympatycznego, która to przewaga jest przyczyną wyższą podwyższonego ciśnienia krwi. Leki porażające układ sympatyczny powodują rozszerzenie tętnic w innych narządach, zatem powodują pogorszenie zaopatrzenia mózgu i zawsze upośledzają jego czynność. Chorzy tępieją nie zdając sobie z tego sprawy. Gdy układ sympatyczny zostanie przytłumiony lekami, rozwija się przewaga układu parasympatycznego, zmienia się profil wytwarzanych hormonów, organizm jest zmuszony do wytwarzania tlenu z glukozy, zamieniając ją na trójglicerydy, które następnie przetwarza na cholesterol. Jeżeli ten proces musi zachodzić w komórkach tętnic, rozwija się w nich miażdżyca. Konieczność wytwarzania tlenu z glukozy zachodzi wówczas, gdy tego tlenu w jakiejś tkance brakuje. Ale tlenu brakuje tylko wtedy, gdy wzrasta jego zużycie, zaś zużycie tlenu musi wzrastać, gdy organizm musi przeznaczać dla swych tkanek gorsze paliwa, gdy człowiek zjada w pokarmach więcej węgla, a mniej wodoru.
Najwięcej węgla człowiek zjada w węglowodanach, które są połączeniem węgla z wodą. Wodór w węglowodanach już jest spalony z tlenem na wodę i powtórnie spalonym być nie może. Stosunek ilości zużytego przez organizm tlenu do ilości wytwarzanego dwutlenku węgla (CO2) wynosi 1, a to oznacza, że w ostatecznym rachunku cały pobierany z powietrza tlen, przy spalaniu węglowodanów idzie na spalanie węgla, a węgiel jest paliwem kiepskim, niskokalorycznym, dającym mało energii i dużo odpadów (dwutlenek węgla), które to odpady bywają w organizmie trujące.
Przy zjadaniu tłuszczów zwierzęcych, nasyconych, duża ilość pobieranego przez organizm tlenu spala się z wodorem. Im tłuszcze mają więcej tego wodoru, tym są paliwem lepszym. Przy spalaniu tłuszczów stosunek pobieranego tlenu do wytwarzanego dwutlenku węgla wynosi 0,7, a to oznacza, że aż 30% pobieranego tlenu spala się z wodorem na wodę destylowaną, która żadnym zanieczyszczeniem nie jest.
Gdy człowiek chce aby wiodło mu się lepiej od innych, musi więcej od innych uzyskiwać energii z wodoru, a mniej z węgla. Obecnie najwięcej energii z wodoru w krajach bogatszych uzyskują Francuzi (160 g spożywanego tłuszczu na dobę na 1 osobę), dlatego mają najzdrowszy naród i dlatego powodzi im się lepiej od innych.
Chore społeczeństwo, a takim jest nasz naród, może tworzyć tylko chorą medycynę, czyli taką, jaką jest polska współczesna służba zdrowia. Na szczęście trafiają się w Polsce i na świecie ludzie, którzy potrafią przeczytać to, co napisałem, potrafią moją wiedzę zrozumieć i potrafią ją wykorzystywać. Najmniej takich ludzi trafia się wśród lekarzy, a zupełnymi wyjątkami są tak zwani uczeni.
W telewizji straszy się ludzi, że nadciśnienie jest nieuleczalne, że chory na nadciśnienie musi do końca życia brać leki, że lawinowo wzrasta ilość zachorowań na raka, miażdżycę i cukrzycę, astmę, na inne choroby i że tak być musi. Może być lepiej, gdy społeczeństwo przeznaczy większe środki na opiekę zdrowotną. W USA sprawdzono, że chorzy systematycznie „leczeni” na nadciśnienie wcale nie żyją dłużej od nieleczonych. Każde leczenie kosztuje. Pieniądze wydane na leczenie nie mogą być wydane na jedzenie. Zatem leczący się z zasady muszą gorzej się odżywiać, a to znacznie bardziej im szkodzi, niż nie poddawanie się leczeniu. Organizm ma tendencje do samowyleczenia się w wielu chorobach. Te samowyleczenia bywają znacznie częściej u tych, którzy pieniądze przeznaczane na leki, przeznaczają na jedzenie. „Lepiej dać masarzowi, niż aptekarzowi” mówi stare polskie przysłowie. Dobrze mówi.
Powyższe nie oznacza, że w ogóle nie trzeba się leczyć. Są choroby, przy których konieczne są zabiegi operacyjne, czy przyjmowanie leków. Nie jest to nadciśnienie, cukrzyca, nowotwory, astma, wiele innych chorób, dla których leczeniem przyczynowym jest żywienie optymalne, dzięki któremu z tych chorób prawie zawsze można się wyleczyć. Którym zawsze można zapobiecć.
Leczyć możliwie tanio i najbardziej skutecznie. Tego obecna służba zdrowia robić nie potrafi. To potrafi robić tylko stosowanie leczenia przyczynowego, a takim jest Dieta Optymalna. Nic przy tym ona nie kosztuje, bo jeść i tak trzeba, a Żywienie Optymalne może być znacznie tańsze niż przeciętnie. Można przy tym oszczędzić pieniądze wydawane na wizyty lekarskie i na leki, czy niepotrzebne badania.
Nieważne czy chory płaci za leki, wizyty, operacje, czy niepotrzebne badania. W końcowym rozliczeniu i tak za wszystko zapłacić musi z własnej kieszeni – przez niższą płacę, większe podatki, niższą emeryturę, wyższe odpisy na ZUS. Jeden chory na cukrzycę kosztuje społeczeństwo więcej niż wynosi średnia płaca. Wyleczenie chorych z cukrzycy, a ponad 90% tych chorych wyleczyć można, pozwoli oszczędzić 1,5 miliona średnich płac.
Mamy ok. 8 milionów ludzi niepełnosprawnych. Przy stosowaniu Żywienia Optymalnego ich liczba w krótkim czasie zmniejszyłaby się przynajmniej dwukrotnie, na skutek poprawy ich stanu zdrowia i z każdym rokiem byłaby niższa, gdyż niepełnosprawnych przybywałoby znacznie mniej.
Jan Kwaśniewski”


wtorek, 17 stycznia 2017

Wątrobę masz tylko jedną - wirus C.




Lek. Agata Płowecka:

„?Zawierzyłam wiedzy zdobytej w Akademii Medycznej i przez 20 lat raczej szkodziłam pacjentom, zamiast im pomagać?.
dr Ewa Pietkiewicz-Rok
Te słowa jednej z lekarek doskonale odzwierciedlają sytuację, jaka towarzyszy leczeniu dużej grupy schorzeń wątroby. W tym temacie medycyna w dalszym ciągu niewiele ma do powiedzenia i często nie znajduje innego sposobu, jak tylko przeszczep.
Wątroba jest jednym z najbardziej wrażliwych narządów w organizmie człowieka. Można powiedzieć, że narząd ten ponosi konsekwencje wszelkich błędów w żywieniu oraz wprowadzania do organizmu wszelkich trucizn, związków chemicznych, farmakologicznych leków oraz nadmiaru alkoholu.
Wątroba jest miejscem aktywnych przemian metabolicznych – jej funkcją jest wytwarzanie, magazynowanie i uwalnianie zasobów glukozy w zależności od potrzeb metabolicznych. W narządzie tym odbywa się także przekształcanie węglowodanów i białek w tłuszcze, synteza lipoprotein (LDL i HDL), fosfolipidów, cholesterolu, kwasów żółciowych. W zakresie przemiany białek wątroba ma funkcje niepowtarzalne – bierze udział w wytwarzaniu protein osocza, czynników krzepnięcia. Wątroba jest końcowym etapem przemian aminokwasów – tu odbywają się procesy rozpadu metabolicznego białek. Są one rozkładane do mocznika, który jest wydalany dalej przez nerki. Narząd ten gromadzi witaminy A, D i B12 oraz żelazo. Wszystkie trucizny i leki wchodzące do organizmu muszą być przerobione i zniszczone właśnie przez wątrobę.
W medycynie chińskiej wątroba to podświadomość, serce to umysł, a śledziona to świadomość. Podświadomość rejestruje wszystko, czego doświadcza, bez analizy i oceniania i bez świadomości tego procesu. Dobrze pracująca wątroba to właściwa jakość umysłu i świadomości. Właściwie pracująca wątroba to dobra jakość snu. Gdy nie jest w równowadze, sny są meczące.
Z szerokiej grupy schorzeń wątroby najczęstszymi i nastręczającymi medycynie najwięcej problemów są: wszelkiego rodzaju żółtaczki, wirusowe zapalenia wątroby i marskość, stłuszczenia wątroby i alkoholowe uszkodzenia wątroby, także polekowe i toksyczne uszkodzenia wątroby.
Wątroba, jak wcześniej zostało wspomniane, płaci za wszystkie błędy popełnione w odżywianiu i nie tylko. Jest obciążona wszelkim nadmiarem spożywanych pokarmów, szczególnie niebezpieczny jest tu nadmiar węglowodanów i białek. Wbrew powszechnie przyjętej opinii najmniej szkodliwy jest nadmiar tłuszczu, co wykazuje doświadczenie dużej grupy optymalnych pacjentów. Optymalni, pomimo zjadania dużej ilości tłuszczów, jakoś nie tylko nie chorują na schorzenia wątroby, a nawet pozbywają się ich. Często słyszę następujące relacje: przed rozpoczęciem żywienia optymalnego, po zjedzeniu jajka z majonezem, odczuwałem bóle wątroby, po prostu mi ?puchła?, teraz zjadam 5 jajek dziennie i jest spokój – nie czuję, że mam wątrobę. Czy tłuszcze rzeczywiście szkodzą i obciążają wątrobę, czy też, jak twierdzimy my, optymalni, pomagają jej? Jak mówi powszechnie znane porzekadło, ?wątroba to też osoba? i wobec tego należy o nią zadbać.
Czy żywienie optymalne i zdrowa wątroba pasują do siebie, jak dobrze ułożone puzzle? Prześledźmy to w teorii i na przykładzie pacjentów.
Czy wątroba lubi tłuszcze, czy też odżywianie chude? Czy wątroba regeneruje się? Tłuszcze zwierzęce nie są kierowane do wątroby, a bezpośrednio do krwi, gdyż tylko one nadają się dla wszystkich tkanek. Wszystkie pozostałe związki chemiczne muszą być przetwarzane przez wątrobę. Tłuszcze po zjedzeniu ulegają emulsyfikacji w dwunastnicy przez wydzielaną żółć, a następnie po rozdrobnieniu łańcucha tłuszczowego ulegają wchłonięciu przez nabłonek jelita cienkiego. Stamtąd ulegają wchłonięciu do przewodów chłonnych i do krwi, a następnie bezpośrednio do tkanek i komórek ciała. Dlatego tłuszcze wątroby nie obciążają! Wątroba nie znosi natomiast nadmiaru białka, ponieważ musi je przetworzyć i rozłożyć. Jeżeli już otrzymuje białko, to musi być ono białkiem o najwyższej wartości biologicznej, czyli musi być to np. żółtko jaja lub białko zawarte w podrobach. Są one bowiem podobne do białek zawartych w naszym organizmie i nie wymagają dużego nakładu pracy i energii dla dostosowania do potrzeb naszego organizmu. Im mniej wartościowe białko, to znaczy np. białka roślinne z fasoli czy grochu lub białka z chudego sera lub chudego mięsa, tym więcej wymagają od wątroby pracy, energii, witamin i składników mineralnych. A to kosztuje… Organizm staje się słaby, podatny na zakażenia wirusowe i bakteryjne, chorowity. Im więcej człowiek spożywa białek, tym bardziej obciąża wątrobę pracą.
Najkorzystniejszym sposobem żywienia dla wątroby jest oczywiście żywienie optymalne, z najlepszym źródłem białka zwierzęcego oraz jednolitym źródłem energii – najwydajniejszym i najłatwiej spalanym. Jak żywienie optymalne w praktyce komponuje się ze schorzeniami wątroby? Zobaczmy, jak wygląda to na przykładzie konkretnych pacjentów.
Pan Marek M. zgłosił się we wrześniu 1999 roku z powodu znacznego osłabienia, załamania, depresji, załamania odporności w postaci częstych infekcji układu oddechowego oraz znacznego spadku wagi. Szczegółowe badania laboratoryjne wykazały infekcję wirusem typu C, co spowodowało jeszcze większe załamanie psychiczne u pacjenta (z tego powodu, że jest to choroba uważana powszechnie za nieuleczalną). I tak jest. W istocie wirusowe zapalenie wątroby powoduje w skali społecznej większe szkody niż inne schorzenia spowodowane wirusem, jak choćby zespół niedoboru odporności AIDS czy grypa. Epidemiologicznie notuje się olbrzymie rozpowszechnienie WZW, ponieważ przenoszone jest ono poprzez krew w czasie rozmaitych ingerencji medycznych, takich jak zabiegi chirurgiczne, inwazyjne badania diagnostyczne, iniekcje. Liczba tych zabiegów jest coraz większa, stąd coraz powszechniejsze są zachorowania na wszczepienne zapalenia wątroby. Istnieje kilka typów wirusów zapalenia wątroby nazywanych literami A, B, C, D, E. Z tych podtypów najczęściej spotykana jest żółtaczka typu A, jest to żółtaczka tzw. brudnych rąk, przenoszona drogą pokarmową. Żółtaczka typu B jest to wirus przenoszony poprzez krew, który w niewielkim procencie przypadków może ustąpić samoistnie, nawet bez żywienia optymalnego. Przeciwko wirusom zapalenia wątroby typu A i B istnieją szczepionki, dzięki którym można uodpornić się przed tymi infekcjami. Wirus zapalenia wątroby typu C jest znacznie groźniejszy, ponieważ nie istnieje przeciwko niemu żadna szczepionka i nie zdarzają się przypadki samoistnego ustąpienia tego schorzenia. Paradoksalnie, w porównaniu z o wiele łagodniejszym wirusem typu B, przebieg choroby jest znacznie łagodniejszy. Przy zapaleniach spowodowanych wirusem typu B przebieg choroby może być piorunujący, przy wysoko podwyższonych wartościach badań laboratoryjnych, choć wirus jest generalnie mniej zjadliwy. Przy zakażeniach wirusem typu C przebieg choroby jest nieco łagodniejszy, pozornie, gdyż parametry biochemiczne nie są ostro podwyższone, choroba przebiega falowo rzutami z okresami pogorszenia i polepszenia. Szybciej jednak doprowadza do trwałego uszkodzenia wątroby i nieznane są w medycynie przypadki samoistnego ustąpienia tego wirusa. Wirus leczony jest za pomocą bardzo drogiego leku interferonu, który doprowadza do wyleczenia w niewielkim tylko odsetku przypadków i powoduje duże działania uboczne w organizmie, podobnie jak leczenie nowotworów chemią często doprowadza do konieczności przeszczepów wątroby. Wracając jednak do naszego pacjenta, wyniki badań laboratoryjnych w momencie przejścia na żywienie optymalne wyglądały następująco: bardzo niskie wskaźniki morfotyczne krwi, praktycznie na granicy przeżycia – Hb 6,2 g/dl (norma 12-17), erytrocyty, czyli ciałka czerwone krwi, 1650 000 (norma 3900000 ? 6500000), białe ciałka krwi 2700 (norma 4000 ? 11000). Wystąpiło zażółcenie całej skóry. Próby wątrobowe nie były znacząco podwyższone, co jest charakterystyczne dla wirusa typu C, kształtowały się na poziomie ALAT 49 ASPAT 79. W tym stanie pacjent odmówił hospitalizacji i rozpoczął żywienie optymalne, w którym królowały głównie żółtka i boczek. Bardzo szybko, w ciągu dwóch miesięcy, parametry laboratoryjne uległy poprawie. W grudniu 1999 roku poziom hemoglobiny wynosił 13,2 g/dl, erytrocyty osiągnęły 3600 000. Pacjent poczuł się znakomicie i nie chciał prowadzić dalszego leczenia w poradniach specjalistycznych. Niestety po roku wystąpił ponownie bardzo ostry rzut choroby z powodu? zarzucenia przez pacjenta żywienia optymalnego. Miało to miejsce z powodu załamania spowodowanego sprawami rodzinnymi, a szczególnie odejściem małżonki. Tym razem rzut choroby był znacznie gorszy, wystąpiło czterokrotne podwyższenie biochemicznych parametrów stanu wątroby, ALAT i ASPAT oraz bilirubiny.
Wartości hemoglobiny były podobnie niskie jak poprzednio, pacjent był na tyle słaby, że nie wstawał z łóżka, wystąpiła także silna żółtaczka. Praktycznie była to już prawie całkowita niewydolność wątroby. Wystąpiło także bardzo duże nasilenie zmian łuszczycowych na skórze. Praktycznie umierający człowiek znowu rozpoczął żywienie optymalne, pomimo prawie całkowitego braku nadziei, co do poprawy stanu zdrowia.  I znów jak poprzednio rozpoczęło się ponowne powolne wspinanie się w górę i wychodzenie z choroby. Efekty poprawy stanu zdrowia były wręcz zaskakujące. W ciągu 6 miesięcy tylko i wyłącznie żywienia optymalnego stan pacjenta doszedł do całkowitej normy, osiągnął on całkowitą sprawność fizyczną i psychiczną. Ustąpiło zażółcenie skory, zmiany łuszczycowe, pacjent wstał z łóżka i znów poczuł się silny i zdrowy. Parametry biochemiczne doszły do normy, poziom hemoglobiny, prób wątrobowych, cholesterolu był prawidłowy. Osiągnięte to zostało tylko i wyłącznie za pomocą żywienia optymalnego bez żadnej farmakologii i chemii.
Jako jedyny lek w czasie kuracji podano 10 zastrzyków witaminy B12, bardziej jako wsparcie psychiczne, że podaje się ?coś wzmacniającego?. Od tego czasu stan zdrowia kontrolowany był co kilka miesięcy, a wyniki badań laboratoryjnych były prawidłowe. Pacjent, jak mówi, otrzymał nową szansę na życie w zdrowiu. Nie przeszedł na rentę chorobową, jak czyni to większość chorych na WZW w naszym kraju, lecz rozpoczął na nowo pracę zawodową, którą jest gra na pianinie w przedszkolach. Utrzymuje rodzinę samodzielnie, kształci dzieci, rozwija swoje zainteresowania, np. nauczył się jeździć na nartach i pojechał na wakacje zimowe na lodowiec do Włoch, czego nie czynił dotychczas nigdy w życiu. Pozbył się trzech jednostek chorobowych: zapalenia wątroby oraz łuszczycy i anemii, a przy okazji, jak zauważył, siwe włosy na głowie zaczęły odzyskiwać dawna barwę. Zmniejszenie ilości siwych włosów na głowie świadczy o ogólnym odmłodzeniu organizmu. Zmartwieniem jedynym pozostawał fakt, że w dalszym ciągu, pomimo dobrego samopoczucia i prawidłowych wyników, oznaczany był we krwi wirus typu C, co było sprawdzane co kilka miesięcy. W czasie inwazji wirusa do komórek wątroby dochodzi do ?zainstalowania? jego materiału genetycznego w komórce wątrobowej i następnie do replikacji, czyli namnażania. Praktycznie jest to martwy materiał genetyczny w postaci kwasów nukleinowych RNA, który jest oznaczany we krwi jako antygen WZW C. W czasie żywienia optymalnego dochodzi do regeneracji komórek wątrobowych. W praktyce jednak nie widuje się nawet przy żywieniu optymalnym eliminacji z krwi antygenu typu C, dlatego też dużym zaskoczeniem było wykonane w maju 2007 roku badanie laboratoryjne, które nie potwierdziło obecności wirusa C we krwi, co oznacza, że organizm po 7 latach żywienia optymalnego nie tylko zregenerował komórki wątrobowe, ale także całkowicie wyeliminował martwy materiał genetyczny wirusa.
Przypadek pana Marka M. potwierdza, że zapalenia wątroby są za pomocą żywienia optymalnego całkowicie wyleczalne. Potwierdzają to także inne historie pacjentów. Pan Włodzimierz D., emerytowany sędzia, rozpoczął żywienie optymalne w wieku 81 lat przy wirusowym zapaleniu wątroby typu B, dziś ma lat 88, spożywa 4-5 żółtek dziennie, wyniki badań laboratoryjnych są bardzo dobre. Również i w innych jednostkach chorobowych wątroby, takich jak marskość, stłuszczenia, kamica pęcherzyka żółciowego żywienie optymalne daje nieporównywalne z żadną inną metodą efekty. Żywienie optymalne oznacza w tym przypadku życie i zdrowie pacjenta. Zamiast leczyć pacjentów drogim i obciążającym organizm interferonem powinno się kierować pacjentów na pobyty lecznicze uzdrowiskowe z żywieniem optymalnym i nauką tego żywienia w praktyce. ”


poniedziałek, 16 stycznia 2017

Cukrzycę można wyleczyć.


PODSTĘPNA CUKRZYCA

Tekst wystąpienia na konferencji w Ciechocinku*

Jestem konsultantem medycznym Arkadii Lido w Jastrzębiej Górze. Pragnę przedstawić Państwu moją opinię na temat cukrzycy typu II. Zawarte poniżej informacje zgromadziłem dzięki naukom dr. Kwaśniewskiego, a także własnym doświadczeniom nabytym w pracy w Jastrzębiej Górze w latach 1999-2010. Tekst jest przeznaczony głównie dla lekarzy i osób związanych z medycyną, dlatego zawiera fachowe nazewnictwo. Dla pozostałych czytelników pozwoliłem sobie umieścić wyjaśnienia pewnych terminów.
 
PATOGENEZA CUKRZYCY TYPU II

W moim przekonaniu podejście współczesnej medycyny do tematu cukrzycy jest błędne już od momentu podejrzenia choroby - poprzez diagnostykę, aż do leczenia.

Zalecane dla lekarzy postępowanie w cukrzycy od początku wskazuje na niezrozumienie jej istoty oraz zawiera bardzo dużo sprzeczności. Istnieją, jak wiemy utarte schematy postępowania, którymi posługują się diabetolodzy, a odejście od nich wydaje się niemożliwe, ponieważ są przekazywane z pokolenia na pokolenie lekarzy i uchodzą obecnie za aksjomaty. Standardy są tak silnie zakorzenione w postępowaniu medycznym, że wykroczenie poza ich normy jest postrzegane jako błąd lekarski, nawet jeśli nie służą one pacjentowi.
W takiej sytuacji zmiana postępowania wobec chorych nastąpić nie może i rozwiązania społecznego problemu cukrzycy nie należy się prędko spodziewać.

Sytuacja dodatkowa jest tym gorsza, że we współczesnej medycynie kluczową rolę odgrywa stanowisko autorytetów naukowych, które z gruntu jest nie do podważenia.

Niejednokrotnie w dyskusji naukowej lub merytorycznej, przy braku argumentów rzeczowych, słyszy się stwierdzenie „…ale przecież profesor - tu pada nazwisko - twierdzi, że…”, albo „…stanowisko PAN jest następujące…”. Zwykle zdania takie kończą dyskusję, traktujemy bowiem uznane autorytety jak wyrocznię, a komitety profesorskie postrzegamy podobnie jak nieomylny synod biskupi, nawet jeżeli logika podpowiada coś zupełnie innego.

Obecnie przyjmuje się, że cukrzyca jest chorobą cywilizacyjną, związaną z rozwojem i poprawą bytu współczesnych społeczeństw.

W krajach rozwiniętych zapadalność na cukrzycę stale wzrasta, co jednoznacznie przemawia za jej związkiem z postępem cywilizacyjnym. Dla przykładu, w Polsce pod koniec XIX wieku diabetycy stanowili około 0,5%, a w roku 1989 około 2% społeczeństwa, obecnie ich odsetek dochodzi do 5%. Większość lekarzy traktuje jednak cukrzycę jako chorobę o podłożu genetycznym, stąd standardowe pytanie w wywiadzie o przypadki w rodzinie. Odpowiedź „nie” wcale nie wyklucza możliwości zachorowania, a odpowiedź „tak” wcale nie daje pewności, że dana osoba zachoruje. Oczywiście żadna z odpowiedzi nie zwalnia lekarza z obowiązku zachowania czujności i dalszej diagnostyki. Należy się zastanowić po co pytać o przypadki rodzinne, skoro przy stale wzrastającej liczbie cukrzyków, większość z nich nie będzie miała chorych przodków.

Brak zrozumienia istoty choroby uniemożliwia skuteczne jej leczenie. Obecne standardy przewidują leczenie najpierw przy pomocy środków zwiększających wrażliwość na insulinę (pochodne biguanidowe) oraz zwiększające wydzielanie insuliny (pochodne sulfonylomocznika), a następnie podawanie insuliny – leczenie, jak wiadomo, trwa do końca życia. W diecie chorych, węglowodany mają stanowić około 50-60% zapotrzebowania energetycznego.

Właśnie to ostatnie zalecenie jest swoistą pułapką, która wpędza chorego w „błędne koło”. Spożycie dużych ilości węglowodanów wymusza zwiększenie zapotrzebowania na insulinę we krwi, co zmusza chorego do spożywania węglowodanów, aby nie dopuścić do hipoglikemii.

Częściowo zapobiec temu mają leki hamujące wchłanianie glukozy, np. inhibitory α-glukozydazy (akarboza i migitol) oraz zalecenie jedzenia cukrów złożonych. Z doświadczenie wiemy, że udaję się to osiągnąć jedynie w pierwszych fazach choroby i to nie zawsze. 

Aby móc prawidłowo i skutecznie leczyć cukrzycę, należy w pierwszej kolejności zrozumieć patomechanizm jej powstawania, którego podłoże jest czysto ekologiczne. Na cukrzycę typu II chorują osoby o określonych upodobaniach kulinarnych, które lubią dużo i dobrze zjeść. Dieta takich osób składa się zarówno z produktów zwierzęcych – tłustych mięs, jak i roślinnych – produktów mącznych i owocowych. Dostarczają oni około 40% energii ze zjadanych tłuszczów i podobnie z węglowodanów. Ponieważ wolne kwasy tłuszczowe są wykorzystywane preferencyjnie przez większość tkanek, to pokrywają one prawie całe zapotrzebowanie na energię. Cukry natomiast przetwarzane są przy udziale insuliny na materiały zapasowe. Z tej przyczyny, jeszcze przed wystąpieniem pełnoobjawowej choroby, mamy do czynienia z hiperinsulinemią. Utrzymujący się podwyższony poziom insuliny we krwi powoduje częste niedocukrzenia, nie dopuszczając jeszcze do znacznych wzrostów glikemii. Objawia się to napadami wilczego głodu w 2-3 godziny po posiłku, czyli na szczycie działania endogennej insuliny. Zazwyczaj choroba zostaje wykryta w drugim jej etapie, kiedy to mimo wysokiego stężenia tego hormonu, wzrasta poziom glukozy we krwi, dając już charakterystyczne objawy (częstomocz, pragnienie, wzmożoną potliwość). Jest to spowodowane defektem receptora HIR-A, u chorych na cukrzycę stwierdza się dodatkowo występowanie receptora HIR-B, co zwiększa nieco wrażliwość tkanek. Tak więc w tym czasie mamy wysoki poziom zarówno glukozy jak i insuliny (pierwotne upośledzenie sekrecji hormonu jest rzadkie). Początkowo możliwa jest stabilizacja glikemii pochodnymi sulfonylomocznika, następnie włączyć trzeba (ze wzrostem oporności tkanek) biguanidy. Po kilku, kilkunastu latach trwania choroby poziom endogennej insuliny ulega obniżeniu, co pociąga za sobą stałą hiperglikemię. Jest to spowodowane wyczerpaniem się możliwości kompensacyjnych komórek β wysp trzustki. Na tym (trzecim) etapie możliwa jest jedynie insulinoterapia. Czwartą fazą choroby, do której nie zawsze dochodzi, jest uruchomienie odpowiedzi immunologicznej przeciwko podawanej insulinie. Sygnałem, że doszło do takiej sytuacji jest raptowne zwiększenie zapotrzebowania na ten hormon. Mechanizmem napędzającym rozwój choroby jest oczywiście spożywanie dużych ilości węglowodanów, co jest jednym z zaleceń leczniczych. Chorym zaleca się oczywiście redukcję masy ciała, ale jest to prawie niemożliwe przy zalecanej diecie, ze względu na silne działanie anaboliczne insuliny, która, jak wiadomo, bardzo przyspiesza lipogenezę. Najprostszym i oczywistym rozwiązanie wydaje się być ograniczenie spożycia węglowodanów przez diabetyków, co wynika z powyższych analiz. Mimo to, węglowodany mają dla chorych stanowić główne źródło energii. Przed wprowadzeniem leków hipoglikemizujących, w leczeniu obowiązywała zasada maksymalnej redukcji cukrów w diecie.


ŻYWIENIE OPTYMALNE W LECZENIU CUKRZYCY
I JEGO SKUTKI SPOŁECZNO- EKONOMICZNE


Żywienie optymalne przypomina nieco pierwsze diety cukrzycowe, jednak dzięki poznaniu składu produktów spożywczych, możliwe stało się dokładne zbilansowanie ilości składników odżywczych, co nie narzuca konieczności eliminacji z żywienia wszystkich produktów roślinnych.

Podstawowym założeniem diety jest oczywiście ograniczenie spożycia węglowodanów do około 0,8g/kg masy ciała. Przy takiej ilości, czyli 50-70g/dobę, zapotrzebowanie na insulinę wynosi od 6-10 jednostek, co w mało zaawansowanej chorobie pozwala na natychmiastowe odstawienie leków przeciwcukrzycowych.

Spadek zapotrzebowania na insulinę może doprowadzić do szybkiej normalizacji glikemii. W ustabilizowaniu stężenia glukozy we krwi bardzo ważną rolę odgrywa również jej antagonista - glukagon. Dzięki obniżeniu stężenia insuliny mamy do czynienia ze zwiększonym wydzielaniem glukagonu. Dochodzi do osiągnięcia równowagi między nimi i zamknięcia wychyleń glikemii w stosunkowo wąskich granicach, między 100 a 140 mg% w ciągu doby. Pozornym paradoksem na żywieniu optymalnym jest występowanie wyższych poziomów cukru na czczo, przed pierwszym posiłkiem.

 W świetle przytoczonych powyżej faktów staje się to jednak oczywiste. Po wypoczynku nocnym i długim odstępie od przyjęcia ostatniego pokarmu, stężenie insuliny spada, pociągając za sobą wyrzut glukagonu z komórek α i pobudzenie glikogenolizy. Czynnikiem dodatkowym jest tutaj wzrost produkcji katecholamin, związany z rytmem dobowym. Po spożyciu śniadania obserwujemy spadek poziomu glukozy, ponieważ uaktywniają się komórki β. Przedstawione powyżej procesy są oczywiście pewnym uogólnieniem, w praktyce mamy bowiem do czynienia z różnorakimi sytuacjami i każdy chory musi być traktowany indywidualnie.

Ważnym elementem, o którym nie można zapominać, jest odpowiednie zbilansowanie pozostałych składników odżywczych, a zwłaszcza białka. Jest ono oczywiście materiałem budulcowym i powinno się go dostarczać tyle, ile jest potrzebne do procesów regeneracyjnych.

Według WHO człowiek zużywa na dobę od 0,5-0,7 białka na kg masy ciała. Podaż przekraczająca znacznie tę ilość będzie wymuszała na organizmie uruchomienie procesów glukoneogenezy, co może skutkować rozchwianiem glikemii. Objawem nadmiernego spożycia białka są zazwyczaj znacznie podwyższone poranne poziomy glukozy. 

Jak wspomniałem, w prowadzeniu chorych na cukrzycę typu II ważne jest indywidualne podejście lekarza i analiza przypadku na podstawie przynajmniej kilkudniowych profilów glikemicznych. Oczywiście ogromne znaczenie ma tutaj przede wszystkim doświadczenie, które trzeba zdobyć samodzielnie. Trudno jest podać proste zasady odstawienia leków po przejściu za żywienie optymalne.

Tempo i skuteczność redukcji leczenia farmakologicznego zależy od kilku czynników. Pierwszym i najważniejszym, a często przeoczanym problemem jest samo podejście chorego. Trzeba pamiętać, że chorzy na cukrzycę typu II są mało zdyscyplinowani i często świadomie nieściśle stosują żywienie optymalne, folgując swoim zachciankom. Są też mało wytrwali i brak im konsekwencji. Zdarza się, że rezygnują z diety, bo nie mogą spożywać ulubionych produktów. Niejednokrotnie okłamują otocznie podjadając po kryjomu, dlatego muszą być dobrze uświadomieni, co do zasad żywienia optymalnego i sami chcieć dokładnie je stosować. Pomijam tu oczywisty fakt, że pacjenci sami powinni umieć stosować dietę.
Naukę najlepiej rozpocząć w ośrodku stacjonarnym, jeżeli istnieje taka możliwość. Drugim, ważnym rokowniczo czynnikiem, jest etap choroby w jakim rozpoczęto dietę. Naturalnie im wcześniej, tym lepiej. W ostatnim etapie choroby, gdy mamy do czynienia z reakcją immunologiczną, efekty mogą być niezadowalające. Wbrew pozorom, sposób dotychczasowego leczenia (insulina lub środki doustne) nie determinuje rokowania. Redukcja leków i insuliny powinna odbywać się zawsze pod kontrolą glikemii tak, aby nie dopuścić do przekroczenia progu nerkowego (180 - 200 mg%). Chorzy przyjmujący insulinę nie stanowią dużego problemu w dawkowaniu. Najlepiej odejmować po 4-10 jednostek na dobę, aż do całkowitego odstawienia leku. Niekiedy problem stanowią pacjenci przyjmujący różne rodzaje leków i stajemy przed problemem, który odstawić pierwszy: Diaprel czy Metforminę. Jest to rzeczywiście dylemat, ponieważ nie wiemy w jakim etapie choroby znajduje się pacjent. Z moich doświadczeń wynika, że bezpieczniej rozpocząć od biguanidów, a następnie zrezygnować z pochodnych sulfonylomocznika. Leki spowalniające wchłanianie cukrów można odstawić w dniu rozpoczęcia diety z oczywistych powodów - cukrów w żo jest po prostu niewiele. Zazwyczaj proces leczenia trwa od kilku dni do 3 miesięcy i przebiega w sposób niepowikłany. Nieprzewidziane sytuacje zdarzają się zaledwie u 10-20% chorych. 

Według moich szacunkowych obliczeń sam koszt leków (głównie insuliny) wynosi w naszym kraju ok. 1 mln dolarów dziennie. Nie odczuwają tego chorzy, ponieważ jest on prawie w całości pokrywany przez państwo. Te ogromne sumy stanowią tylko niewielki odsetek całkowitych kosztów leczenia, na które składają się: inne leki, absencja w pracy, częste hospitalizacje, wcześniejsze przejście na rentę, wreszcie inwalidztwo spowodowane powikłaniami choroby. Wyleczenie z cukrzycy tylko 10% chorych dawałoby więc dla państwa widoczne oszczędności w budżecie NFZ w wysokości około 40 mln dolarów, czyli 120 mln złotych rocznie. Oszczędności w innych dziedzinach życia mogłyby być nawet kilka razy wyższe!

W Jastrzębiej Górze od marca 2000 r. do stycznia 2004 r. na turnusach 1- i 2- tygodniowych przebywało 1120 osób chorych na cukrzycę typu II. Wśród nich zaledwie 108 chorowało krócej niż 3 lata. W trakcie pobytu w ośrodku całkowite odstawienie leków doustnych i insuliny uzyskano u 67% pacjentów, co należy uznać za wynik bardzo dobry w porównaniu z leczeniem konwencjonalnym.

lek. Przemysław Pala


* Tekst ze zmianami i wyjaśnieniami, przesłany przez Autora

Słownik niektórych terminów medycznych występujących w artykule:
anaboliczne działanie - pobudzające wzrost masy ciała
diabetyk - chory na cukrzycę
endogenna - substancja wytwarzana przez organizm (naturalna)
glukagon - hormon trzustki o działaniu przeciwstawnym do insuliny
glikemia - poziom glukozy we krwi
glikogenoliza - proces rozpadu glikogenu (cukru zapasowego w wątrobie), który prowadzi do wzrost poziomu glukozy we krwi
glukoneogeneza - proces produkcji glukozy w organizmie
hiperinsulinemia - wysoki poziom insuliny we krwi
hipoglikemia - obniżony poziom glukozy we krwi
inhibitory α-glukozydazy - leki spowalniające wchłanianie glukozy z przewodu pokarmowego
katecholaminy - hormony rdzenia nadnerczy np. adrenalina, mają działanie pobudzające
komórki α trzustki - produkują glukagon
komórki β trzustki - produkują insulinę
lipogeneza - proces produkcji tłuszczów w organizmie
odpowiedź immunologiczna - reakcja organizmu polegająca na produkcji przeciwciał przeciwko obcym białkom znajdującym się we krwi
receptory HIR - białko w błonie komórkowej, do którego przyłącza się cząsteczka insuliny

sobota, 14 stycznia 2017

Artykuł o korzeniach mody na warzywa i owoce oraz margarynę.


Jedz jedzenie. Nie za dużo. Głównie rośliny”, zaleca autor głośnej i ważnej książki W obronie jedzenia. Manifest wszystkożerców  – Michael Pollan. Chociaż Pollan uchodzi za zwolennika „zdrowego rozsądku i tradycji” („jedzmy tak, jak jadły nasze babcie”), odrzucającego współczesne „opętanie naukami o żywieniu”, jego poglądy są w dużej mierze – choć nie całkiem – zgodne z tym, co owe nauki głoszą.  Od niemal 40 lat urzędowa dietetyka promuje jako „korzystną dla zdrowia” dietę bogatą w węglowodany i ubogą w cholesterol oraz tłuszcze zwierzęce, obrazkowo wyrażoną w formie piramidy zdrowego odżywiania, a umiar w spożywaniu kalorii przedstawia jako warunek zachowania dobrego zdrowia i szczupłej sylwetki. Tym samym, dzięki Pollanowi „autorytet naukowy” spotkał się z „autorytetem tradycji i zdrowego rozsądku” i teraz oba autorytety przemawiają do nas jednym głosem promując niskokaloryczną i quasi wegetariańską tradycję „zdrowego odżywiania”. Warto więc zapytać, co to za tradycja i jak się narodziła, przynajmniej w Europie?
Pewne światło rzuca na tę problematykę artykuł Bartosza T. Wielińskiego pt. „Oblężeni Niemcy jedzą erzac”, opublikowany w dodatku do „Gazety Wyborczej” zatytułowanym „Ale Historia” (13 lutego, 2012 r.). Autor opisuje w nim wpływ, jaki na politykę żywieniową mocarstw europejskich, zwłaszcza Niemiec, wywarła przedłużająca się i wyczerpująca europejskie narody pierwsza wojna światowa. U Wielińskiego czytamy m.in:
… im bardziej kajzerowska armia grzęzła w północno-zachodniej Francji, tym bardziej w Rzeszy wydłużały się kolejki przed sklepami, a półki pustoszały. Już w listopadzie 1914 r. zaczęło brakować chleba, a w kraju pojawiły się pierwsze ulotki wzywające Niemców do oszczędności i niemarnowania jedzenia. Władze apelowały też, by Niemcy jedli mniej mięsa, a więcej warzyw. Ulotki uzasadniały to troską o zdrowie obywateli. Prawda była jednak taka, że władze promowały wegetarianizm, bo mięso przeznaczano głównie dla żołnierzy. A uprawa warzyw i owoców była tańsza i prostsza niż hodowla bydła i trzody. Organizacje kobiece zaczęły więc szkolić niemieckie gospodynie domowe, jak przygotowywać posiłki z warzyw.
W 1915 r. Berlin wprowadził reglamentację chleba i innych produktów. Całą produkcję rolną i handel poddano państwowej kontroli. W 1917 r. w całych Niemczech kryzys żywnościowy próbowało opanować 125 instytucji i urzędów. Samą kwestią zboża zajmowało się 450 osób. Ale rozrost biurokracji w walce z głodem nie pomagał. Niemiecka recepta na brak żywności to wprowadzenie na rynek zamienników, czyli erzacu. Gdy zaczęło brakować mięsa – próbowano kompensować to dorszem.
Symbolem zamienników stała się margaryna. Wynaleziono ją w XIX w., gdy francuski cesarz Napoleon ogłosił konkurs na zamiennik masła, którym można by żywić wojsko i biedotę … Ale Francuzi, a potem i Niemcy, nie podzielali zachwytu nad nową substancją. Woleli tradycyjne masło. Jednak podczas I wojny margaryna stała się w Rzeszy rarytasem, choć jej jakość była coraz gorsza… Popularność zdobywała też w innych krajach. W Wielkiej Brytanii uważano, że zastąpienie margaryną masła dowodzi patriotyzmu… Za to w głodujących Niemczech, by uzyskać tłuszcze, sięgano po rozmaite sposoby. W miastach z miernym skutkiem ludzie próbowali sadzić na placach i nasypach kolejowych słoneczniki, z których ziaren można wycisnąć olej.
Innym słynnym przedwojennym zamiennikiem był cukier wytwarzany z buraków cukrowych. Bo wówczas „prawdziwy” cukier był przecież z trzciny cukrowej.
Zanim Niemcy zostali zmuszeni do jedzenia brukwi …, na stołach pojawiły się ziemniaki. Patrzono na nie niechętnie – bulwy w czasach dostatku traktowano jako pokarm plebsu … Szacuje się, że w 1916 r. statystyczny Niemiec spożywał 1300 kalorii (dzienna norma to 3,3 tys.). Pod koniec roku ta wartość spadła do 1000  kalorii. Słowo „brukiew” do dziś kojarzy się z głodem i nędzą. Przy domach wyrastały ogródki warzywne (w miastach nie było wolnej przestrzeni, której nie porastałyby uprawy) …
Okazuje się zatem, że to, co władze wprowadziły jako zamienniki prawdziwej żywności w obliczu wywołanego wojną głodu oraz nędzy, dzięki naukom o żywieniu przekuto następnie w składniki „zdrowej diety” i fundament „tradycyjnego modelu odżywiania.” („Jedz głownie rośliny, nie za dużo”). Dlaczego tak się stało? Między innymi, dlatego, że – jak pisze Wieliński – „w 1918 roku było już na rynku aż 11 tys. produktów zastępczych” rozmaitego rodzaju. Ich wycofanie z rynku przyniosłoby zatem producentom duże straty finansowe. Było nieopłacalne i tym samym stało się niemożliwe. Cały ten erzac musiał jakoś na rynku pozostać i dzięki dietetykom zamienniki żywnościowe nie tylko zostały z nami do dziś, ale wręcz zyskały status „zdrowej żywności”. Przypomnijmy, że jeszcze do lat 90. XX w. cukier uchodził za zdrowy tylko dlatego, że nie zawierał ani tłuszczu (jest mniej kaloryczny) ani cholesterolu.
Powyższy opis wojennej rzeczywistości i jej wpływ na rekomendacje dietetyczne kierowane do zwykłych ludzi potwierdza to, co często podkreśla w swojej pracy Gary Taubes analizując funkcjonowanie współczesnych nauk o żywieniu. Pokazuje on, że „prawda naukowa” ma w dietetyce drugorzędne znaczenie („badania najczęściej wykonuje się w taki sposób, aby potwierdzić wcześniej przyjętą tezę”) i zawsze przegrywa w zderzeniu z dużo ważniejszymi interesami politycznymi i gospodarczymi państwa oraz jego elit. Geneza „teorii tłuszczowo-cholesterolowej” jest tego klasycznym przykładem.  Co więcej, zarówno w przypadku tej hipotezy, jak i w przypadku wojennych zamienników dietetyka musiała „gonić za polityką” tj. dostarczyć uzasadnienia dla decyzji podjętych uprzednio przez władzę i zaprzyjaźnione z nią środowiska.
Zwróćmy uwagę, że tam, gdzie państwo potrzebuje zdrowia, sprawności oraz wydajności człowieka, tam prawidła stanu wyjątkowego w odżywianiu nie obowiązują. Przypomnijmy, że wegetarianizm pod pretekstem „zdrowotnym” promowano wśród mas tylko po to, aby móc żołnierzy karmić pełnowartościowym pożywieniem, jakim jest mięso.
Jako ciekawostkę przytoczymy w tym miejscu inną relację dotyczącą sposobu odżywiania żołnierzy realizujących ważne i wyczerpujące zadania. Jak podaje w swojej książce pt. Wschód Czerwonego Księżyca (Wydawnictwo Znak, Kraków, 2009) Matthew Brzeziński, kiedy pod koniec lat 50. XX w. Amerykanie rozpoczynali misje szpiegowskie nad ZSSR z wykorzystaniem samolotów U-2, dobierano do tych zadań najbardziej sprawnych i zdrowych pilotów ze względu na niezwykle wymagającą konstrukcję samolotu, którego pilotowanie wymagało od nich wielogodzinnego skupienia oraz najwyższej sprawności umysłowej i fizycznej. Nawet niewielki błąd niechybnie kończył się bowiem dla pilota śmiercią. Oto, co czytamy w przywołanej książce na temat procedury przygotowującej pilotów do startu:
O godzinie czwartej rano lekarz zmierzył Jonesowi temperaturę, tętno i ciśnienie krwi, a następnie zbadał uszy, nos i gardło pod kątem możliwych oznak infekcji. Badanie lekarskie było czystą formalnością; jak każdy z dwudziestu kilku pilotów U-2 zatrudnionych przez CIA, Jones cieszył się znakomitym zdrowiem… Po pomyślnym przejściu badania Jones skierował się do niewielkiej stołówki, gdzie kucharze przygotowali dla niego wysokoproteinowy posiłek złożony ze steku i jajek, który miał wzmocnić jego organizm przed czekającą go dziewięciogodzinną misją.
Jones wykonał swoją misję z sukcesem. Ciekawe jakby sobie poradził, gdyby przed lotem zjadł, dajmy na to, sałatkę owocowo-warzywną?
Co ciekawe, o ile podczas I wojny światowej niemieckie władze mięso przeznaczały dla żołnierzy, masy karmiąc roślinami, o tyle nawet i one, kiedy tylko mogły, próbowały za wszelką cenę uzupełnić niedobory mięsa w swojej diecie. Jak podaje Wieliński, przybierało to czasem drastyczną formę:
W Marburgu w zachodnich Niemczech tłum kobiet rzucił się z nożami na chudego konia, który właśnie padł na ulicy. Zwierzę zostało rozszarpane.
Kiedy zatem Pollan zaleca, abyśmy jedli „nie za dużo, głównie rośliny”, powołując się przy tym na „autorytet tradycji”, warto pamiętać, że jest to tradycja wojny, biedy i głodu. Innymi słowy jest to tradycja „żywieniowego stanu wyjątkowego”, który – jak widać – w dietetyce trwa nieprzerwanie od czasów I wojny światowej.
Mateusz Rolik
http://nowadebata.pl/2012/04/27/zywieniowy-stan-wyjatkowy/

piątek, 13 stycznia 2017

O chlebie !!!


„Ciechocinek 4.10.2005 r.
Chciałem Państwu co nieco opowiedzieć o ?chlebie naszym powszednim? (może nie wszyscy chleb jedzą, ale tak się to najczęściej nazywa i większość ludzi zjada chleb). Według mnie i rzeczywistości najbardziej diabelskim wynalazkiem w dziejach ludzkości był chleb.
To on jest przyczyną wyższą głębokiej degeneracji rodzaju ludzkiego i powszechnie patologicznej czynności umysłów ludzkich, jest przyczyną wszystkich religii, czy zbrodniczych ideologii, wszystkich wojen, wszystkich przestępstw. Jak udowodnił pięknie Fryderyk Engels: chleb w dziejach ludzkości jest wynalazkiem stosunkowo niedawnym.
Chleb jest przyczyną niewolnictwa ? słusznie twierdził Stanisław Staszic. Elity w starożytnym Egipcie chleba nie używały, był dla nich obrzydliwością ? o czym wspomina Biblia. A spożywanie chleba uchodziło w Egipcie za hańbę ? o czym napisał Herodot.
Każdy człowiek, który zjada chleb, czy inne produkty o zbliżonym składzie chemicznym, zdrowym być nie może, a jego umysł musi być niewolniczy i jest niewolniczy, niezależnie od wykształcenia, stanowiska, pozycji w nauce, czy polityce. Wielu ludzi rozpoczynających Żywienie Optymalne (?) skarży się, że najtrudniej obejść im się bez chleba. Tak jest tylko na początku, po kilku tygodniach lub miesiącach, prawie wszyscy twierdzą, że chleb jest dla nich niepotrzebny i że jest gorzki w smaku, że brakuje im śliny, aby kęs chleba w ustach zwilżyć, i że tego świństwa jeść się nie da.
Aby ludziom ułatwić proces przechodzenia na optymalny model żywienia oraz urozmaicić dietę tych, którzy dietę tych, którzy już ją stosują, opracowano kilka rodzajów chlebów, które zawierają 5 razy mniej węglowodanów, 5 do 7 nawet razy mniej, niż to się spotyka przeciętnie w chlebie. Skład chemiczny chlebów jest tak dobrany, że zawierają one prawie wszystkie najlepsze dla człowieka składniki odżywcze. Taki chleb posmarowany grubo spełnia warunki optymalnego żywienia i jest prawie kompletnym wzorcem najlepszego produktu spożywczego. O ile zwykły chleb zawiera ponad 50% węglowodanów, czyli kilogram chleba ma 500 g węglowodanów, czyli porcja na 10 ludzi, to suchy chleb ma 80% węglowodanów.
Zamiast chleby pieczemy z małą ilością mąki, z masłem, z jajkami, czy z samymi żółtkami, z dodatkiem orzechów na przykład, czy migdałów, czy innych nasion oleistych, zawierają 7- 9, maksymalnie 10%, czyli gramów węglowodanów, i to w mące, czyli lepszej postaci węglowodanów w 100 gramach, czyli gdyby człowiek się żywił tylko chlebem, to na całą potrzebną porcję węglowodanów mógłby zjeść 0,5 kg takiego chleba, co dałoby mu około 50 g węglowodanów. Placki serowo-jajeczne zalecane w diecie optymalnej nie każdemu smakują. Proponowane chleby smakują każdemu, kto krócej lub dłużej stosuje Żywienie Optymalne (?), a ludzie będący na różnych dotychczasowych modelach żywienia, po zjedzeniu chlebka optymalnego mówią, że nic równie smacznego w życiu dotychczas nie jedli.
Porcja chleba o wadze 10 dag zawiera średnio około 10 g węglowodanów w postaci skrobi. Gdyby przeciętny człowiek o wadze 70 kg dostarczał do swojego organizmu węglowodany tylko w takim chlebie, to ? jak już wspomniałem ? mógłby spożyć go do 0,5 kg na dobę, a nawet nieco więcej. Skrobia jest najlepszym kalorycznie węglowodanem. O ile glukoza ma 3, 73 kcal, dwucukier – 3,91 kcal, to skrobia ma 4,12 kcal ? czyli wyraźnie więcej energii. Spożywana z tłuszczem jest wolno trawiona, powoli kapie z jelit do krwi i nie powoduje zawsze szkodliwych nagłych skutków stężenia glukozy we krwi. Chleby wysuszone na sucharki są trwałe i mogą być przydatne w dłuższej podróży, wycieczce zagranicznej, czy na wczasach. Dziękuję Państwu.
Jan Kwaśniewski”







http://dr-kwasniewski.pl/?id=2&news=598 :